dowiedzialam sie dzisiaj.... moj wzorzec prawdziwej kobiety, moj autorytet--- umarl... przezla prawie 90 lat, dajac mi od mego urodzenia tyle ciepla, ile moze dac kochajaca kobieta... o wielu rzeczach sie od niej dowiedzialam, wielu rzeczy mnie nauczyla.... w chwili smierci, nie bylo mnie przy niej... przez 16 lat nie wyrazilam jej tego co czuje... a teraz? nawet sie z nia nie pozegnalam............
bol i rozpacz.... strach i cierpienie, ktorego nic nie zaspokoi.....
smierc nadchodzi z czasem... umieramy kiedy jestesmy gotowi. kiedy drogi zycia na ziemi zostana zamkniete....
podobno umiera sie na wiele sposobow... z milosci, z tesknoty, z bolu, ze strachu, i z bezradnosci... smierc jest ukojeniem skrzywdzonej duszy....
czy niebo istnieje?! chcialabym tego dowiesc...
czym jest niebo?! miejscem czy otchlania miedzy czasem a rzeczywistoscia...
ps.ta notke chce powierzyc komus kogo kochalam, i o kim befde zawsze pamietac...
niech swtiatlo nigdy nie zgasnie...